Minęło już trochę czasu od powrotu z Kuby. Przylecieliśmy do Polski dosłownie dwa tygodnie przed tym jak stan pandemii przewrócił świat do góry nogami. Teraz żywa, pełna ludzi Kuba wydaje się być abstrakcją, a mi trudno jest zebrać wspomnienia w porządne, chronologiczne zdania. W głowie przewijają mi się raczej migawki, urywki chwil, dźwięki, zapachy, kolory, smaki.
Zapach cygar i smak rumu, który faktycznie jest tańszy niż woda. Dźwięki gwarnej ulicy w Havanie i koguta, który budził nas trzy razy każdej nocy. Konsystencja tych śmiesznych owoców, które wyglądają jak pomidory, i które podawano nam codziennie na śniadanie. Kolory ścian, które powodują, że najbardziej obdrapany budynek wydaje się być atrakcyjny. Dźwięk trąbiących taksówek, które w ten sposób informują, że mają wolne miejsca. Smród spalin, który w Cienfuegos wdzierał się w twoje płuca i odbierał przyjemność ze zwykłego spaceru. Muzyka, która rozbrzmiewała na całej ulicy podczas sobotniej fiesty w Vinales.
Najpyszniejsza pinacolada. Nocne pogawędki na dachu. Niesamowici tancerze z Fabrica del Arte. Ucieczka rowerami przed tropikalnym deszczem. Pizza za 3 zł. Młode Kubanki w zaskakująco krótkich mundurkach szkolnych. Kąpiel w lodowatym wodospadzie. Piękni ludzie przesiadujący całe dnie na gankach. Poszukiwanie butelkowanej wody w Trinidadzie. Niezliczone cudowne, ale zupełnie zdezelowane samochody, które jakimś cudem dowoziły nas do celu.
Być może wrócę kiedyś do tych wspomnień, spiszę je dzieląc na miasta i nadam tym trzem tygodniom na Kubie z szóstką przyjaciół jakiś bardziej uporządkowany kształt. Ale na razie zapraszam na bezimienne kubańskie ulice i zakamarki - wspomnienia z Kuby zebrane w niecałych pięćdziesięciu kadrach.